Kochani,
Piękny maj za oknem zachwyca słońcem i rozkwitającą bezwstydnie bujnością natury. Wybucha obfitością kolorów, zapachów, ptasich śpiewów… Jakby Życie zewsząd krzyczało radośnie: hej, jestem tu, widzisz??? Na dzień dobry dostaliśmy kolejny raz w tym roku dwie flary słoneczne typu X1 i kilka pomniejszych od M1 do M9. Piszę te słowa w galaktycznym portalu 5-5, który jeszcze będzie otwarty, gdy będziecie je czytać. Słońce weszło do ziemskiego znaku Byka i zaprasza nas, byśmy zwrócili uwagę na ciało, ziemskie sprawy i oddawali się karmieniu zmysłów…
Maj jest miesiącem miłości. Choć głowę zaprzątają nam często lęki o byt, to teraz właśnie puszczamy stary program przetrwania, by rozluźnić się w naszej esencji i poddać się miłości. Jesteśmy chronieni i wszystko, czego potrzebujemy, to zaufanie i jasna intencja.
Za chwilę miną 3 tygodnie, odkąd wróciłam z ostatniej podróży na Gozo.
Ta podróż rozpoczęła się dokładnym trzepaniem mojego bagażu podręcznego, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Walizka została przepuszczona przez urządzenie prześwietlające dwa razy, bo strażniczce nie podobała się świeca włożona do papierowego kubka na kakao. W tym bałaganie zaginął buddyjski gau ze spiralą, będący dla mnie pamiątką inicjacji Bogini sprzed lat. Gdy to odkryłam, wróciłam do kontroli bezpieczeństwa i poprosiłam o pomoc. Miły strażnik przeszukał razem ze mną kuwety, na których układa się rzeczy do prześwietlenia, ale niestety nie odnaleźliśmy go. Czułam smutek i trochę irytacji na swoją nieuważność. Naprawdę nie wiem, jak to się mogło stać. Naszyjnik był duży i wyrazisty, a wszystko, co wkładałam do kuwet, potem z nich wyjmowałam. Poczułam, że czas puścić przywiązanie. Jeśli ma do mnie wrócić, znajdzie się. Już wtedy zaczęłam przeczuwać, że system próbuje mnie zatrzymać. Kiedy kazano mi włożyć walizkę do pojemnika podczas boardingu i musiałam przepakowywać rzeczy do bagażu współtowarzyszki podróży, nie miałam już wątpliwości.
Ciąg dalszy nastąpił w samolocie, gdy zasłabła jedna z pasażerek. W akcji ratunkowej uczestniczyło dwóch mężczyzn. Poczułam, że mam podejść i wesprzeć energetycznie tę kobietę. Zapytałam mężczyzn, czy są lekarzami. Jeden z ich okazał się lekarzem, drugi ratownikiem medycznym. Powiedziałam, że jestem uzdrowicielką. Zrobiłam to po raz pierwszy w życiu, choć bywałam świadkiem różnych sytuacji. Dusza kazała mi wstać i podejść, powiedzieć, że mogę pomóc. Przez chwilę towarzyszyłam mężczyznom, wysyłając energię przez serce do kobiety. Widziałam, że zaczyna się ożywiać. Najwyraźniej nasze połączone siły przywracały ją do życia. Po chwili podszedł do mnie steward i zapytał: „A pani co tu robi?” Powtórzyłam, że jestem uzdrowicielką. „Proszę wrócić na miejsce” powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Odpowiedziałam „Dobrze, wrócę. Gdyby była potrzeba siedzę trzy rzędy dalej i mogę pomóc. Proszę nie zawołać.” Uśmiechnął się ironicznie i powiedział, że mają tu pomoc medyczną, więc nie ma potrzeby. Usiadłam i robiłam dla tej kobiety Soul Body Fusion. Siedząca obok mnie Maltanka, modliła się, trzymając za złoty medalik z Boską Matką, który miała na szyi. Po drugiej stronie korytarza pomiędzy fotelami stały dwie kobiety. Były pełne żeńskiej energii, radosne, o błyszczących oczach. Stały tam, jakby trzymały przestrzeń dla tej kobiety.
„Jak bardzo jeszcze nieprzebudzona męskość i patriarchalny system muszą się bać kobiecej mocy i tego co niewidzialne, czego nie można zbadać, zmierzyć. Dlatego próbują ją kontrolować.” pomyślałam. I zrobiło mi się smutno…
Gdy wylądowaliśmy na Malcie, do samolotu weszła maltańska ekipa medyczna, by zabrać kobietę do karetki. Jako pierwsza weszła piękna, młoda Maltanka. Pełna ciepła i uśmiechnięta podeszła do przestraszonej Ukrainki, która od razu poczuła się pewniej i z zaufaniem pozwoliła się wyprowadzić do ambulansu.
Gozo jest pełne kobiecej, boginicznej energii. To jest ziemia Bogini, gdzie ona prowadzi. Możesz tylko poddać się prowadzeniu. Jeśli tego nie zrobisz, ona pokaże Ci swoją moc w inny sposób. Ale żeby się poddać, potrzebujesz puścić kontrolę i zaufać…
Wyspa od lat uczy mnie zwolnienia, spokoju i bycia w przepływie. Jednak dopiero w tym roku zauważyłam, jak bardzo te jakości są tam obecne w codziennym życiu. Na jezdniach można zobaczyć wielkie napisy SLOW DOWN, a przy drogach stoją znaki drogowe z napisem SPEED KILLS. Podczas tej podróży kierowca naszego Bolta musiał zwolnić, bo przed nami jechał pojazd przypominający dwuosobową rikszę, ciągnięty przez parę koni. Droga była zbyt wąska, by można było ją wyprzedzić.
Na Gozo czas płynie zupełnie inaczej. Momentami jestem tam poza czasem. Ale to nie jest zgodne z naszym północnoeuropejskim systemem. Mamy tutaj inny program. Struktura, działanie, robienie, więcej, szybciej, lepiej, mocniej, na czas. Nie zatrzymuj się, bo zostaniesz w tyle. Trzeba iść do przodu. Trzeba „zaliczać” i być produktywnym, by osiągnąć sukces. Za to Ci płacą. By przetrwać.
To wszystko są bardzo męskie, patriarchalne wzorce. Jesteśmy nimi przesiąknięci. Dlatego czasami tak trudno ludziom jest odpuścić. Kobietom też. Są zaprogramowane, że potrzebna jest struktura, aby energia mogła płynąć. Kiedyś też byłam w tym miejscu, wiem jak tam jest… Rzece potrzebne jest koryto, żeby mogła płynąć. Ale w naturze to rzeka drąży sobie to koryto. Czasami je zmienia. Jeśli człowiek ureguluje to koryto i jeszcze je wybetonuje, by rzeka nie wylewała, to jest struktura. Tak mi się to teraz pokazuje.
W tym roku Gozo uczy mnie obecności. Bycia. Cały czas dostaję przekaz: po prostu bądź obecna z grupą, miej otwarte serce i trzymaj przestrzeń. Nie narzucaj żadnej struktury.
Tym razem podróżowały ze mną trzy cudowne kobiety. Wędrowałyśmy razem jeden dzień po Malcie i dwa dni po Gozo. Za każdym razem wyspy odkrywają przede mną swoje kolejne tajemnice. Tym razem było nią Hypogeum na Malcie, które odwiedziłam po raz pierwszy. Niewielka podziemna świątynia, wykuta w maltańskim piaskowcu zwanym limestone, pełniąca później także rolę nekropolii. Niezwykłe miejsce, w którym znaleziono słynną figurkę Śpiącej Bogini. Na ścianach niektórych komnat można zobaczyć prehistoryczne malowidła: spirale malowane naturalnym czerwonym barwnikiem. W komnacie Wyroczni, z której dźwięk niesie się po całej świątyni, wydawane przez ludzi dźwięki przypominały mi pieśni wielorybów.
Wcześniej odwiedziłyśmy świątynie Tarxien, z figurą gigantycznej kobiety i płaskorzeźbą z dwiema spiralami. Symbole wskazujące na obecność kultu Bogini są tu wszechobecne w megalitycznych budowlach. Tego samego dnia jeszcze byłyśmy w świątyniach Hagar Qim i Mnajdra, gdzie znajduje się plejadiański kalendarz. I jeszcze zdołałyśmy dotrzeć do skały, którą nazwałyśmy Świątynia Joni wznoszącej się nad plażą Tuffieha na zachód słońca. Czas rozciągnął się jak z gumy…
Kolejnego dnia, już na Gozo przywitałyśmy dzień w świątyniach Ggantija, starszych od Stonehege. Potem powędrowałyśmy by się oczyścić w Jaskini, a zaćmienie Słońca przywitałyśmy w Świątyni Wielkiej Matki. Tu przeszłyśmy ceremonię, łącząc się z siatką krystaliczną Ziemi i wieloma Istotami, które podtrzymywały w tym czasie światło na Planecie.
Trzeci wspólny dzień rozpoczęłyśmy niespiesznie i leniwie. Potrzebowałyśmy czasu na integrację energii zaćmienia. Usiadłyśmy na kawę i przepyszne domowe lody w uroczej restauracji na brzegu morza w Marsalforn i snułyśmy opowieści o Marii Magdalenie. Potem wędrowałyśmy po Salt Pansach, zbierając sól do torebek. Jeden z większych zbiorników z solanką posłużył nam za naturalne SPA. Dotarłyśmy do magicznego wąwozu, który nazywamy w kręgach gozolubów Wirem Bogini. Zachwycone szmaragdową wodą, wykąpałyśmy się w uroczej, maleńkiej zatoczce i wysychałyśmy w słońcu na maleńkiej plaży, pokrytej niedużymi białymi kamieniami. Wieczorem, po przepysznej, karmiącej zmysły kolacji pojechałyśmy na klify Ta’Cenc na zachód Słońca. Tam trzy towarzyszące mi kobiety pochłonęła magia Kamienia – Dzwonu i kokreacji dźwięku.
Kolejne dni spędzałyśmy już bez planów, częściowo razem, częściowo osobno. Jedna z nas zaplanowała krótszy pobyt, więc wyjechała wcześniej i zostałyśmy we trzy. Nasze ścieżki to przeplatały się, to rozchodziły, tkając jedyny w swoim rodzaju gobelin. Nie umawiając się, spotkałyśmy się wszystkie po drodze do świątyni Wielkiej Matki w starym kościółku pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, którego drzwi zwykle zamknięte, wyjątkowo były otwarte. Była też z nami napotkana przeze mnie na ulicy i zaczepiona pytaniem o autobus Iranka. Po 5 minutach rozmowy z nią już wiedziałam, że mieszka w Norwegii, jest u syna na Gozo i jest chrześcijanką. Po 10 okazało się, że uczestniczy w ceremoniach ze świętymi roślinami, a po 15 zachwycona, ze spotkała brania duszę zdecydowała, że jedzie ze mną. I znowu we cztery medytowałyśmy razem w świątyni Wielkiej Matki, jak dwa dni wcześniej…
W tym roku po raz pierwszy dotarłam na Comino, maleńką wyspę pomiędzy Gozo a Maltą. Tam też spotkałyśmy się we trzy, by odnaleźć kamienny krąg ułożony na niemal niewidocznych pozostałościach dawnej świątyni. Czułam tam solarne kody. Dech w piersiach z zachwytu zaparł mi kolor wody wokół wyspy: szmaragdowy w zatoce otoczonej klifami i jasno turkusowy w słynnej Blue Lagoon. Wyczekałam, aż większość ludzi udała się do stateczków, by odpłynąć na większe wyspy i znalazłam się na maleńkiej piaszczystej plaży. Zanurzając się w turkusie czułam Lemuriańskie kody, które woda przechowuje.
Przedostatniego wieczoru sama pojechałam odwiedzić Serce Gozo, by podziękować za wszystkie dary, wyzwania i lekcje, które tym razem były moim udziałem. Przytuliłam do kamiennego serca najpierw moje serce, potem policzek… O zachodzie słońca usiadłam przy nim i medytowałam, parząc na morze. Pod powiekami przesuwały się świeże jeszcze wspomnienia minionych dni, obrazy, emocje, doznania. Patrzyłam na nie z otwartym sercem… Z wdzięcznością za wszystko, czego doświadczyłam…
Ostatniego dnia moje współtowarzyszki podróży wyruszyły na Maltę już rano, a ja zostałam jeszcze na Gozo. Dostałam piękny dar: gdy doszłam na ukochaną złocistą plażę Ramla, wyszło piękne słońce. Po kilku pochmurnych i dość chłodnych dniach nagle niebo powróciło do czystego błękitu, Turkusowo-szafirowe, pienione falami morze zaprosiło mnie do kąpieli… Moje serce wypełniła radość i wdzięczność za tę chwilę…
Już tęsknię za moim ukochanym Gozo i jego magią. Wielka Matka znowu woła mnie na ceremonię w swojej świątyni w przesilenie letnie. Kolejny portal, celebracja miłości i kreacji…
Jak cudownie jest żyć w zgodzie ze swoim sercem, z pragnieniami swojej duszy!
Byłoby wspaniale, móc Cię zabrać do mojego magicznego świata…
Już nie mogę się doczekać!
Z miłością i radością,
Muni Lion Rosalia
W MAJU ZAPRASZAM CIĘ NA:
🌹 Kundalini Shakti Joga dla Kobiet on-line środy 18:30 – 20:00
Link do wydarzenia: munilionrosalia.eu/kundalini-shakti-yoga/
Zapisz się
🌹 14 maja – 30 lipca, wtorki 19:30 – 21:00 Tradycyjna Tantra Klasyczna Kurs on-line, prowadzi
Shubham Joshi
Link do wydarzenia: munilionrosalia.eu/tradycyjna-tantra-klasyczna/
Zapisz się
🌹 25 maja Serce Matki – Ceremonia Kakao z medycyną dźwięku, prowadzi Muni Lion Rosalia
🌹 SESJE I PROCESY INDYWIDUALNE: munilionrosalia.eu/sesje-indywidualne/
- Love Coaching
- Dharma Coaching
- Ascension Coaching
- Soul Body Fusion®
- Alchemia Róży
- Ekstatyczna Kobieta
- Święta Unia
🌹 SESJE I PROCESY DLA PAR: munilionrosalia.eu/sesje-indywidualne/
- Alchemia Miłości
🌹 SESJE I PROCESY DLA OSÓB Z DIAGNOZĄ ONKO: munilionrosalia.eu/zdrowie-i-psychoonkologia/
- Coaching Zdrowia
- Alchemia Raka
🌹 PODRÓŻE MOCY W KOLEJNYCH MIESIĄCACH:
17 – 24 czerwca Przesilenie Letnie w Miejscach Mocy na Gozo
Link do wydarzenia: munilionrosalia.eu/przesilenie-letnie-na-gozo/
Zapisz się